You are currently viewing Muzeum to nie skansen

Muzeum to nie skansen

W jednym z wywiadów wybitny komentator sportowy Bogdan Tomaszewski powiedział, że dbałość o formę fizyczną powinna iść w parze z rozwojem duchowym człowieka i że kultura wysoka zawsze była jego pasją. Wtedy padło pytanie, co by wybrał, gdyby musiał takowego wyboru dokonać i bez wahania odrzekł, że kultura jest ważniejsza niż sport, bo dzięki niej człowiek wydobywa z siebie to, co w nim najwartościowsze. Bardzo się z tym poglądem identyfikuję, a ze wszystkich instytucji kulturalnych miłością prawdziwie romantyczną darzę muzeum.

Wielu ludziom kojarzy się ono z instytucją, w której na ścianach wiszą obrazy, a po środku stoją eksponaty pilnowane przez znudzone i ziewające od czasu do czasu opiekunki ekspozycji. Na pewno takie miejsca można znaleźć, zwłaszcza w małych miasteczkach, ale ogólna tendencja jest zupełnie inna. Otóż współczesne muzea (nie tylko duże i znane) to świetnie funkcjonujące placówki edukacyjne z różnorodną ofertą skierowaną do osób w każdym przedziale wiekowym. Można doń wpaść na wykład, na warsztaty tematyczne lub załapać się na kuratorskie oprowadzanie po wystawie, a nierzadko również na film lub koncert. Zaś po zaspokojeniu głodu duchowego możemy wypić pyszną kawkę w muzealnej kawiarence, a następnie przespacerować się po przylegającym do obiektu parku czy ogrodzie. Czyż nie jest to interesująca propozycja spędzenia czasu z dziećmi – małymi i dużymi? Na dodatek przynosi ona świetne rezultaty, chociażby taki, że po odwiedzeniu iluś ekspozycji i zdobyciu pewnej wiedzy o sztuce, możemy we własnej wyobraźni stworzyć sobie prywatne muzeum złożone z dzieł, które pokochaliśmy. Zupełnie tak samo, jak uczynił to wybitny znawca sztuki Waldemar Łysiak.

Chociaż sztuką interesuje się od dawna i całkiem sporo opracowań na jej temat udało mi się przeczytać, muszę przyznać, że żadne z nich nie wywarło na mnie takiego wrażenia, jak opowieści tego właśnie autora zawarte w książce o tajemniczym tytule MW, który odczytywać można na różne sposoby, ale najpopularniejsza wersja brzmi Muzeum Wyobraźni. Po tej lekturze moje rozumienie pojęcia interpretacja zmieniło się radykalnie, ponieważ zrozumiałam, że interpretować nie znaczy dociekać, co autor miał na myśli, lecz odczuwać i nadawać dziełom swój własny sens odnaleziony dzięki rozbudzonej przez nie wyobraźni.

Dzieło Łysiaka było wielokrotnie analizowane i omawiane przez fachowców. Oto jedna z opinii, która najbardziej do mnie przemówiła wypowiedziana przez Elżbietę Lechowicz: Jest to moim zdaniem jedna z najlepszych książek Łysiaka. Oczywiście popularność Autora, powodzenie jego książek nie pozostają bez wpływu na kształtowanie opinii o tym, co czytamy, no ale skoro wszyscy ulegamy Jego czarowi, to nie ma problemu. W książce tej Łysiak maluje słowem zupełnie nowe obrazy i używa wielu technik pisarskich, ale może dzięki temu każdy tu znajdzie coś dla siebie.

W osobistej galerii autora można znaleźć obrazy zarówno wielkiego, jak i mniejszego formatu, ale ten fakt nie ma istotnego znaczenia. Najważniejszy pozostaje bowiem indywidualny stosunek pisarza do każdego z prezentowanych dzieł. Rzadko zgadza się on z ocenami uznanych historyków sztuki, wytykając im niekiedy brak uważności oraz krytycyzmu. Kolejne sale muzealne ukazywane są w formie esejów, co nadaje im erudycyjnego charakteru. Nie mamy tu więc do czynienia z typową analizą poszczególnych prac. Łysiak nawet niespecjalnie się na nich skupia, tylko je przywołuje, a następnie oplata siatką skojarzeń i dygresji na tematy niezwiązane ze sztuką, lecz z polityką, historią, obyczajowością i szeroko rozumianą kulturą. Operuje przy tym przepięknym barokowym językiem obfitującym w paradoksy i metafory. Ogromna wiedza pisarza oraz swoboda zestawiania faktów pozornie do siebie niepasujących dają czytelnikowi poczucie, iż najważniejsze w obcowaniu ze sztuką są swoboda wypowiedzi i wolność twórcza. Tak, dokładnie to mam na myśli, bowiem odbiorca dzieła sztuki może, a nawet powinien być twórczy, czyli mieć odwagę polemizować z autorytetami, tak jak to czyni Łysiak. Można to jednak robić pod jednym warunkiem, mianowicie takim, że do emocji towarzyszących kontaktowi ze sztuką dołączymy wiedzę. Odbiór emocjonalny wytworu artystycznego umożliwia nam głębokie przeżycie z pogranicza katharsis. Wiedza natomiast pozwala zrozumieć nie tylko zamiar twórcy, ale także kontekst, w jakim żył i pracował, co stanowi podstawę każdej udanej interpretacji. Serdecznie zachęcam do podjęcia wyzwania i życzę ekscytującej lektury.

Tytuł: MW

Autor: Waldemar Łysiak

Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków

Liczba stron: 297

Rok wydania: 1990

Dodaj komentarz