You are currently viewing Żona Tygrysa

Żona Tygrysa

Są powieści, które zawierają w sobie wszystko, czego możemy oczekiwać od dobrej literatury, czyli fascynującą i pięknie opowiedzianą historię, dużą porcję wiedzy o świecie przedstawionym, wnikliwie sporządzone portrety psychologiczne bohaterów oraz uniwersalizację opisanych wydarzeń. Dzięki temu zabiegowi czytelnik odnosi wrażenie, że autor, opowiadając o konkretnych sytuacjach i ludziach w nich uczestniczących, mówi jednocześnie o prawach rządzących życiem każdego z nas niezależnie od czasów czy miejsca. Bowiem albo to historia jest kiepską nauczycielką życia, albo ma uczniów wyjątkowo niepojętnych skoro wciąż od nowa powtarzają się okoliczności wywołujące straszliwe skutki.

Powieść Tei Obreht „Żona Tygrysa” spełnia wszystkie wymienione powyżej kryteria. Nic więc dziwnego, że jej autorkę, wówczas 25-letnią dziewczynę, okrzyknięto objawieniem literackim i porównano do Singera i Marqueza. Ponadto została najmłodszą laureatką nagrody Orange Prize for Fiction (jedna z ważniejszych nagród literackich w USA).

W powieści Obreht realizm przepleciony jest magią, dzięki której nie tylko można lepiej objaśnić powody ludzkich zachowań, względem zjawisk nieznanych, których nie umiemy objąć rozumem. Autorka pokazuje jak działa autorytaryzm i nawyk oceniania innych (zwłaszcza obcych kulturowo), a także, jakie straszliwe niebezpieczeństwa niesie ze sobą nieracjonalny sposób myślenia, wynikający z braku odpowiedniej edukacji i światłości umysłowej. Najgorszy jednak wydaje się być fakt, że owym automatyzmom bardzo łatwo ulec.

Akcja powieści rozgrywa się podczas wojny na Bałkanach w latach 90. XX wieku i bezpośrednio po jej zakończeniu. Narratorka to młoda lekarka, pochodząca z wielokulturowej rodziny, która właśnie straciła ukochanego dziadka. Próbuje ona odtworzyć historię jego życia i dowiedzieć się, jakie doświadczenia z dzieciństwa miały największe znaczenie w kształtowaniu jego osobowości. Zatem opowieść toczy się paralelnie. Jeden tor stanowią wydarzenia współczesne, drugi – odległa przeszłość, której dziadek nigdy nie chciał wspominać.

Jednakże z tej dalekiej i odciętej od świata wiosce, której mieszkańcy żyją tak, jakby cywilizacja jeszcze nie istniała, znajdujemy wyjaśnienie nie tylko tytułu powieści, ale także odwiecznych przyczyn wszystkich wojen. Na ich czele stoją ciemnota wynikająca z braku edukacji oraz mityczny sposób pojmowania rzeczywistości – tyleż piękny, wręcz uwodzicielski, co niebezpieczny, gdyż pozbawiony racjonalnej analizy. Tea Obreht w swoim przepięknym utworze pokazuje wartości i zagrożenia wynikające z życia w wielokulturowym społeczeństwie.

Mówi jasno, że owe wartości są cenne i niosą prawdziwie twórczy potencjał, ale niestety ich materia jest bardzo krucha. Wystarczy bowiem uruchomić czynnik polityczno – propagandowy, aby to, co miało scalać i tworzyć dobro, ukazało swoją najgorszą odsłonę i niszczycielską potęgę.

Mimo iż powieść bardzo młodej wówczas autorki nie napawa optymizmem, to jednak nie pozbawia nas wiary w dobro i piękno świata. Wręcz przeciwnie, z tej na poły realistycznej, na poły baśniowej historii, wypływa głęboko egzystencjalne przesłanie, że w największej mierze to my sami odpowiadamy za własne myśli i sposób postępowania. I od osobistej decyzji każdego z nas zależy, czy ten świat będzie odrobinę lepszy. Trochę tak jak w niezapomnianej piosence „Róbmy swoje, może to coś da, kto wie?”. Tego nauczył narratorkę Dziadek (przez duże D). I z pewnością są to kwestie warte głębokiej refleksji…

Dodaj komentarz