„To pewnie najbardziej fascynująca książka, na jaką się natknęliście.” W taki oto sposób słynny aktor Tom Hanks rekomenduje dzieło Johna Williamsa „Profesor Stoner”.Czy ma rację? Myślę, że stwierdzenie”najbardziej fascynująca” ma wyolbrzymiony i lekko napuszony charakter, jednakże powieść niewątpliwie wciąga i to od samego początku. Właściwie zastanawiam się, z jakiego powodu, ponieważ napisana została w sposób absolutnie klasyczny, zatem jej język pozostaje niemalże przezroczysty. Sprawia to, że czytelnik może skupić całą uwagę na treści obejmującej życie profesora Uniwersytetu Missouri od momentu narodzin aż do śmierci. Nie jest to egzystencja szczególnie atrakcyjna. Raczej zwyczajna, wypełniona codziennymi obowiązkami i ciężką pracą. A jednak fascynujący wydaje się fakt, że John Williams, poprzez ukazanie pojedynczej biografii, zobrazował kierunek rozwoju, styl życia, aspiracje, zainteresowania oraz poglądy amerykańskiej klasy średniej od początku po lata sześćdziesiąte XX wieku. Ukazał więc pewien archetyp, a raczej kilka archetypów różnych postaci.
W swoim utworze Williams porusza parę istotnych tematów: rodzina, a szczególnie sposób wychowywania dzieci i jego wpływ na ich dorosłe życie, rola kobiety w społeczeństwie, wpływ sztywnych konwenansów społecznych na styl funkcjonowania jednostki, uniwersytet i funkcja, jaką pełni on w społeczeństwie. Jednakże moim zdaniem za dominantę należy uznać poczucie obowiązku i odpowiedzialności polegające na gotowości do przyjęcia konsekwencji dokonanych wyborów.
Myślę, ze książkę warto przeczytać chociażby z tego względu, że dzięki niej może się w nas obudzić głęboka refleksja o sensie własnego życia, co z pewnością bywa bolesne, ale bez czego nie sposób wykonać kolejnego kroku na drodze samorozwoju. Serdecznie polecam, zachęcając przy okazji do prowadzenia międzypokoleniowych rozmów dotyczących ważnych wartości życiowych oraz znaczenia rozumnych wyborów i przemyślanych decyzji . Takie dyskusje pozwalają starszym na dokonanie koniecznych przewartościowań i zrobienie porządku w pewnych obszarach psychiki, natomiast młodym dostarczają inspiracji, pomagając tym samym wytyczyć właściwe szlaki, na których trudniej się zgubić.
Mnie osobiście jako pedagoga najgłębiej poruszył wątek życia uniwersytetu oraz społecznej roli, jaką owa szacowna instytucja przez wiele wieków pełniła, a także kierunków jej rozwoju w świecie współczesnego kapitalizmu.
Autor – emerytowany nauczyciel akademicki – stawia czytelnikom ważne pytania: Czym jest i czym powinien być uniwersytet? Czy instytucją naukową, której praca polega na badaniu problemów i jej rezultatów nie można przewidzieć, czy też placówką o charakterze utylitarystycznym nastawioną na większa efektywność? Czy studiowanie literatury powinno polegać na dokładnej analizie jej treści i formy, czy ważniejsze jest emocjonalne przeżycie towarzyszące lekturze i przyjemność czytania? Kim jest i kim powinien być nauczyciel? Czy jego zawód ma coś wspólnego z miłością? Jaką rolę odgrywa książka w życiu człowieka?
William Stoner to absolutny pasjonat swojej pracy, człowiek, który pokochał uniwersytet z chwilą przybycia w jego szacowne mury w charakterze studenta aż do momentu, w którym nieuleczalna choroba kazała mu owe mury opuścić. Kocha także swoją pracę polegającą na prowadzeniu badań, pisaniu artykułów i książek (prawdę mówiąc, był autorem jednej pozycji książkowej) oraz nauczaniu studentów literatury – największej i nigdy nieprzemijającej miłości swojego życia. Jest on niewątpliwie tradycjonalistą zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Ów tradycjonalizm wyraża się w solidności, obowiązkowości, uczciwości oraz całkowitej bezinteresowności postępowania. Wszystkie wymienione cechy uwidoczniają się w różnych obszarach życia bohatera, jednakże szczególną uwagę zwraca absolutny brak jakiegoś konkretnego celu, który chciałby on osiągnąć dzięki nauce. Stoner uczy się dla czystej przyjemności poznawania i zdobywania wiedzy, nie dlatego, że ma mu się ona do czegoś przydać, lecz po to, żeby wiedzieć. Owo zamiłowanie do nauki stara się przekazać swoim studentom, lecz czy mu się udaje? Do pewnego stopnia chyba tak, mimo że jego wykłady są rzeczowe, konkretne, oparte na rzetelnie przeprowadzonych badaniach, zatem próżno oczekiwać po nich fajerwerków i popisów. Profesor nigdy nie zastanawiał się, co może osiągnąć dzięki pracy ani jak wysoko zajść na uczelnianej drabinie awansów . Liczyła się wyłącznie przyjemność obcowania z książkami, które nadają autentyczny sens jego ziemskiej wędrówce i stanowią jedyną stałą wartość w życiu bohatera. A przyznać trzeba, że nie szczędziło mu ono rozczarowań oraz strat. Widać to wyraźnie w kilku momentach powieści, gdy spadają na niego kolejne ciosy.
Wobec powyższego można stwierdzić (a przypominam, że mówimy o postaci archetypicznej) że jeśli jakieś ludzkie działanie wynika z miłości, wówczas nie wydaje się istotny ani ostateczny rezultat, ani korzyści, jakie ono ze sobą niesie. Ważny pozostaje jedynie akt robienia czegoś, co kochamy. Życie profesora Stonera jest tego dowodem i właśnie dlatego nie można powiedzieć, że było ono nieszczęśliwe, choć na takie wyglądało. Uważam, że naukowiec umierał jako człowiek spełniony, ktoś, kto potrafił nadać własnej egzystencji głęboki metafizyczny sens, o jakim wielu z nas może tylko pomarzyć.
Przy tej okazji zachęcam do dyskusji o szkole, także wyższej. W jaki sposób ją zapamiętaliście? Jak postrzegaliście nauczycieli? Czy spotkaliście wśród nich ludzi takich jak Stoner, którzy potrafili wpoić Wam przekonanie, że nauka to nie wyłącznie środek do celu, lecz przyjemność uczenia się i poznawania nowych dróg?